Pornografia i awaria rzeczywistości
Pornografia jest dziś na wyciągnięcie ręki – zawsze, wszędzie, keine grenzen. Kiedyś, żeby zobaczyć gołą babę, trzeba było wykazać się jakąkolwiek kreatywnością: albo dorwać zakazany magazyn ukryty pod łóżkiem starszego brata, albo z narażeniem zdrowia przetrząsnąć strych dziadka, walcząc z pajęczynami i kurzem. A dzisiaj? Wystarczy smartfon i Wi-Fi. Era pierwszych ekscytujących chwil odkrywania świata dorosłych umarła wraz z pierwszym szerokopasmowym łączem. Dla zobrazowania skali zjawiska – popularna pomarańczowa witryna dla dorosłych w 2014 roku zanotowała 79 miliardów wyświetleń. To w tym samym czasie polska sieć przeżywała rebranding „Tablicy.pl” na OLX i nikt nie słyszał o OnlyFans. A dziś? W 2025 roku internet zalewa nas seksualnymi treściami z każdej strony: od reklam gier, przez miniaturki na YouTube, aż po influencerki, które traktują OnlyFans niczym drugi etat, bo za zdjęcie w basenie z piłeczkami zarobią więcej niż lekarz rezydent na SOR-ze [1].
Obecnie jeden z największych portali dla dorosłych notuje 3,3 miliarda odwiedzin miesięcznie. To więcej niż Netflix, Amazon i TikTok, a przypomnijmy, że TikTok to aplikacja, która ma więcej użytkowników niż jest studentów uczących się “na ostatnią chwilę”. W amerykańskim badaniu przeprowadzonym na osobach dorosłych 91,5% mężczyzn przyznało się do konsumpcji pornografii w miesiącu poprzedzającym badanie, a liczba ta wzrasta do 99%, gdy spojrzymy na dłuższą perspektywę czasową. Czyli statystycznie jeden gość na stu nie ogląda porno. W takim tempie rozwoju technologii przeciętny człowiek nie będzie w stanie wziąć jogurtu z lodówki bez konieczności pozamykania kilku reklam w stylu „sąsiadka z twojej okolicy czeka na ciebie TERAZ” [2].
Najnowszy raport z marca 2025 roku mówi, że średni wiek pierwszego kontaktu z pornografią to 9–10 lat. Co więcej, 25% dzieci w tym wieku systematycznie ogląda tego typu materiały. Raport z 2022 roku wskazuje, że 15% ankietowanych nastolatków obejrzało pornograficzne materiały jeszcze przed dziesiątymi urodzinami, czyli wtedy, gdy rodzice są święcie przekonani, że ich dziecko ledwo przestało wierzyć we wróżkę zębuszkę. 44% młodych ludzi szuka takich treści świadomie, a 58% wpada na nie przypadkiem. Wśród tych przypadkowo narażonych na pornografię 63% trafiło na nią ponownie w ciągu tygodnia poprzedzającego badanie. A co na to młodzież? 67% mówi, że nie widzi w tym problemu, ale połowa przyznaje, że po seansie czuje wstyd lub poczucie winy. Tak więc mamy pokolenie, które dostaje swoją „seksualną edukację” z miejsc, gdzie realizm jest na poziomie slashera klasy B z lat 80., a relacje międzyludzkie wyglądają jak scenariusz pisany przez kogoś, kto nigdy w życiu nie odbył normalnej rozmowy z drugim człowiekiem [3] [4].
W tym miejscu należy zaznaczyć, że to właśnie w tym wieku dzieci mają ogromny potencjał do nauki i adaptacji – ich mózgi są najbardziej plastyczne i chłoną informacje jak gąbka, co oznacza, że mogą rozwijać się szybciej i skuteczniej niż w jakimkolwiek innym okresie życia. To właśnie dzięki tej elastyczności uczą się nowych rzeczy, odkrywają siebie i przygotowują się do dorosłego życia. To też czas, gdy przez to „otwarte okno rozwojowe” może wpaść sporo brudu i zanieczyszczeń [5].
Nagroda bez wysiłku, przyjemność bez wartości
W okresie dorastania mózg przechodzi kolosalne zmiany. Sieć emocjonalna i sieć kontroli rozwijają się w różnym tempie. Ta pierwsza, która jest odpowiedzialna za emocje i impulsywność, dojrzewa znacznie wcześniej (już od 10. roku życia) i to właśnie dzięki niej nastolatek czuje, że wraz z nowym owłosieniem dostał kod na nieśmiertelność. Z kolei ta druga sieć, odpowiadająca za logiczne myślenie i samokontrolę, rozwija się wolniej i pełną sprawność osiąga dopiero po 20. roku życia. Krótko mówiąc – mózg nastolatka to fabryka chaosu, w której dział „produkcji inby i dramatu” pracuje na dwie zmiany, a departament logiki dopiero wystawił ogłoszenie o rekrutacji. To właśnie dlatego nastolatki często są emocjonalne, impulsywne i podejmują czasem niezbyt mądre decyzje – ich mózg dosłownie nie jest jeszcze w stanie w pełni kontrolować emocji [6].
Kluczowy jest tutaj układ nagrody. To system w mózgu, który nagradza nas wesołymi hormonami gdy robimy rzeczy, które ewolucja uznała za „dobry ruch dla gatunku”. Dopamina jest tym najważniejszym neuroprzekaźnikiem napędzającym motywację, emocje i poczucie przyjemności. Ale nie tylko dopamina jest tutaj ważna, istnieją też inne „radosne” hormony które biorą udział w umilaniu szarego życia. Serotonina dba o nastrój i poczucie szczęścia. Noradrenalina pobudza i motywuje do działania. Glutaminian i GABA balansują pracę mózgu, a endogenne opioidy i kanabinoidy działają jak naturalne środki przeciwbólowe. Generalnie działa to jak system lojalnościowy – rób rzeczy, które teoretycznie mają sens dla przetrwania, a dostaniesz darmowe punkty radości. Czemu teoretycznie? Bo ewolucja nie przewidziała, że w XXI wieku „przetrwanie” nie oznacza już walki o ogień, jedzenie dla przeżycia i seks dla przedłużenia gatunku, a scrollowanie TikToka do trzeciej nad ranem, pokonywanie kolejnych leveli w grze i zbieranie lajków za udokumentowanie głupich życiowych decyzji [5].
Dopamina w normalnych warunkach jest wydzielana w sposób kontrolowany – pojawia się wtedy, kiedy naprawdę na nią zasłużymy. Jednak bodźce takie jak używki, pornografia czy hazard uczą mózg, że można obejść system i dostać nagrodę bez żadnego wysiłku. Zaczyna się od niewinnej przyjemności, ale im częściej stymulujemy układ nagrody, tym bardziej mózg dostosowuje się do nowych realiów. Struktury odpowiedzialne za kontrolę impulsów i podejmowanie decyzji zmieniają się – to, co kiedyś dawało satysfakcję, teraz wydaje się nijakie. Jedzenie? Spotkania z ludźmi? Nuda. Mózg chce więcej i nie zamierza się zadowalać czymś tak przyziemnym.
Tu wkracza hipofrontalność – sytuacja, w której kora przedczołowa, odpowiedzialna za racjonalne myślenie, zaczyna działać wolniej niż powinna. Impulsy biorą górę, a zdolność przewidywania konsekwencji spada do poziomu YOLO. W efekcie człowiek nie tyle podejmuje decyzje, co po prostu reaguje. Za ten mechanizm odpowiada między innymi białko DeltaFosB – niewielki, ale piekielnie skuteczny budowniczy nałogu. I to nie byle jaki. To ten jeden, co nie pije na robocie, zawsze przychodzi punktualnie i robi dokładnie to, co trzeba, bez fuszerki. Jego zadanie polega na budowaniu w mózgu nowych dróg, które sprawiają, że zachowanie staje się coraz bardziej automatyczne. Im częściej mózg dostaje nagrodę, tym mocniej DeltaFosB utrwala nawyk, jakby mówił: „To jest ważne, rób to częściej”. Jakby miał w sobie takiego niepijącego nadgorliwego budowlańca, który codziennie przychodzi i mówi „no kolejny dzień, panie kierowniku, to co, działamy?”. I działają. A jaki jest tego efekt? Człowiek nie tyle chce coś zrobić, co musi – nawet jeśli wie, że to mu nie służy. W końcu, przy odpowiednim nagromadzeniu DeltaFosB, mózg może się zmienić na tyle, że niektóre nawyki staną się wręcz nieodwracalne [7,8].
U nastolatków sprawa wygląda jeszcze gorzej – ich układ nagrody reaguje dwa do czterech razy mocniej niż u dorosłych, a ich mózg produkuje więcej DeltaFosB. Innymi słowy, jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego młodzi ludzie są bardziej podatni na uzależnienia, odpowiedź jest prosta: bardzo szybko przyswajają nowe nawyki i ekspresowo adaptują się do nowych schematów. W przypadku pornografii mechanizm ten działa wyjątkowo skutecznie. To idealny przykład tego, co Tinbergen nazwał „ponadnormalnym bodźcem” – czymś tak przesadzonym i intensywnym, że naturalne bodźce nie mają z tym najmniejszych szans. Układ nagrody dostaje potężny strzał dopaminy, co z czasem podnosi próg pobudzenia. W praktyce oznacza to, że to, co kiedyś wystarczało, nagle staje się za słabe, więc mózg zaczyna szukać mocniejszych wrażeń i bodźców, żeby czuć to samo, co wcześniej udawało się czuć przy niższych „dawkach”. Efektem tego może być zmniejszona satysfakcja z rzeczywistych relacji seksualnych. Jeśli ktoś na poranną kanapkę leje sos carolina reaper, to nie dziwota, że takie tabasco nie robi na nim wrażenia. [9]
Ostatecznie uzależnienie nie jest tylko kwestią psychologiczną – to także zmiany strukturalne w mózgu. Badania neuroobrazowe ukazały, że osoby uzależnione od pornografii mają zmniejszoną objętość istoty szarej w korze przedczołowej i zmienioną aktywność układu nagrody. Te same zmiany obserwuje się u osób uzależnionych od kokainy, gier komputerowych czy hazardu. To pokazuje, że niezależnie od tego, czy ktoś sięga po używki, po telefon czy po pada, mechanizm pozostaje ten sam [10].
Sklep mięsny XXI wieku – kiedy ludzkie ciało staje się towarem
Dojrzewanie to taki upierdliwy okres, w którym młody człowiek budzi się rano, patrzy w lustro i ma ochotę zadzwonić na infolinię skarg i zażaleń do własnego organizmu, bo ten konsekwentnie zmienia swoje proporcje, całkowicie ignorując, czy gospodarzowi się to podoba czy też nie. Twarz wygląda jak mapa topograficzna Himalajów, a włosy zaczynają rosnąć tam, gdzie dzieciak się ich nie spodziewał. Jeszcze nie ogarnia, co się z nim dzieje, ale już zdążył się zaznajomić z dziwnymi zakątkami internetu, w których próżno szukać istot przypominających człowieka. Takie rzeczy to ewentualnie na kasecie VHS, którą dziadek przywiózł z zagranicy i trzymał na strychu za encyklopedią PWN. Obecna pornografia nie pokazuje ludzi, którzy wyglądają ludzko. Przypominają raczej gości zasiadających na kanapie u Ewy Drzyzgi podczas realizacji odcinka “Wydałem na operacje plastyczne ponad pół miliona”. W badaniu przeprowadzonym wśród 35 młodych osób w wieku od 16 do 19 lat zarówno chłopcy, jak i dziewczyny zgodnie zauważyli, że pornografia kreuje kompletnie nierealistyczne standardy wyglądu. Facet to przeważnie jakiś grecki bóg wyrzeźbiony tak, że Michał Anioł uroniłby łzę szczęścia, z kolei kobieta wygląda jak żywa lalka barbie z podejrzanie wąską talią i nienaturalnie dużym biustem, skutecznie opierającym się grawitacji. Młodzi chłopcy, oglądając aktorów, zaczynają wpadać w kompleksy, bo nie wyglądają jak oni – zwłaszcza od pasa w dół – co powoduje, że podczas seksu mają skłonność do rozpraszania się myślami o własnym ciele i wydajności, co może negatywnie wpływać na ich doświadczenia. Dziewczęta z kolei odkrywają, że natura nie zawsze obdarza perfekcyjną symetrią i miseczką rozmiaru D. Szczególnie zwracały uwagę na to, że pornografia nie tyle sugeruje, co wręcz wmawia im, jak powinny wyglądać, by zasłużyć na miano atrakcyjnych [11,12].
Rzeczywiste ludzkie ciała są bardzo zróżnicowane, a pornografia sprzedaje wersje świata, gdzie wszyscy wyglądają jak sztucznie wygenerowani, bez skazy, bez zmian skórnych i fałdek, za to z proporcjami, które w realnym świecie występują równie często, co pacjent zadowolony z polskiej służby zdrowia. Regularne korzystanie z pornografii ma katastrofalny wpływ na samoocenę. U mężczyzn pojawia się stres związany z własną sprawnością i wyglądem, u kobiet narasta presja, by wpasować się w ideał, który nie istnieje. I takim oto sposobem młody człowiek patrzy na siebie i ma ochotę wystawić reklamację, bo nie spełnia wyśrubowanego standardu, który ktoś sobie wymyślił w studiu filmowym, gdzie każdy centymetr ciała jest starannie wydepilowany, poprawiony chirurgicznie i jeszcze obsypany brokatem, żeby to ładnie wyglądało w HD [13].
Być przedmiotem, nie podmiotem
Społecznie przyjęło się, że chłopak może oglądać pornografię, bo to naturalne, zdrowe i wpisane w kod DNA sigmy, razem z miłością do piłki nożnej, szybkich samochodów, grillowania karkówki w majówkę i tłumienia emocji aż do śmierci, na zawał w wieku 52 lat. Jak chłopak nie ogląda, to coś musi być z nim nie tak. Może nie jest prawdziwym mężczyzną? Może ma coś do ukrycia? Może (brońcie bogowie) czyta książki w wolnych chwilach? Jednak gdy pojawia się temat „uzależnienia od pornografii” z jednej strony pokazuje się nadmierne korzystanie z takich treści jako problematyczne, a z drugiej – usprawiedliwia jako „naturalny” element męskiej seksualności i nagle to nie jest wina faceta. To wina samej pornografii. Chłopiec jest ofiarą wciągniętą w wir niekończących się sugestii algorytmu. I tak pornografia staje się nie tylko sposobem na ugruntowanie męskiej tożsamości, ale i wygodną wymówką do omijania trudnych rozmów o tym, jak wpływa ona na relacje, postrzeganie kobiet czy ogólną percepcję rzeczywistości [14].
Biuro. Mężczyzna w garniturze, kobieta w skąpej sukience, a koniec jest taki, że nikt nie pisze raportów, tylko wszyscy robią rzeczy całkowicie sprzeczne z zasadami BHP. Ewentualnie klasycznie – pani w roli ładnego obiektu, mężczyzna jako podmiot dominujący, tło fabularne w stylu „kontrola hydrauliczna” albo „badania lekarskie”. Kobieta w filmach pornograficznych jest zawsze chętna, zawsze gotowa. Wystarczy tylko, że pan dyrektor (lub kominiarz, włamywacz, lekarz, w wersji bardziej egzotycznej monter fotowoltaiki lub pompy ciepła) skinie palcem, a ona natychmiast rzuci wszystko, bo nie ma ważniejszych spraw w swoim życiu niż uszczęśliwianie mężczyzny. I tak oto filmy dla dorosłych uczą, że seks to zero uczuć, żadnego zaangażowania, tylko szybkie „dzień dobry, zapraszam na biurko”. Pornografia trywializuje seks i umacnia stereotypy, działa jak nieoficjalny podręcznik męskiej dominacji. Kobieta ma wyglądać, facet ma działać. Zgoda? Kobieca przyjemność? Jaka kobieca przyjemność? To nie konwencja lewicy, tylko film o hydrauliku, który naprawia rury w sposób, jakiego nie przewiduje żaden kodeks budowlany.
W społeczeństwie również panuje przekonanie, że to mężczyźni mają „naturalnie” większe potrzeby seksualne i pornografia pomaga im je zaspokajać. Młode kobiety często wzruszają ramionami smutno godząc się z losem: „No tak, porno jest, było i będzie”. Pewnych rzeczy po prostu nie idzie przeskoczyć. Z kolei panowie, którzy panicznie unikają wszystkiego, co mogłoby ich choćby delikatnie uczynić „mniej męskimi”, często kończą na nałogowym oglądaniu pornografii. Bo przecież prawdziwy facet nie może oglądać filmów, w których nie leje się posoka (lub inne płyny fizjologiczne) po ścianach, ani pić latte z mlekiem owsianym. Za to może godzinami konsumować materiały pornograficzne. Badania sugerują, że dla niektórych mężczyzn pornografia to coś więcej niż rozrywka – to wręcz duchowe doświadczenie, święty rytuał potwierdzający ich męskość. Jakby każda obejrzana scena była pieczęcią w paszporcie „Prawdziwego Samca Alfa”. A w skrajnych przypadkach? No cóż, kończy się na tym, że życie przestaje być satysfakcjonujące, bo żaden normalny związek nie zafunduje takich atrakcji, jakie dostarczają partnerki, które nigdy nie mają bólu głowy, za to o każdej porze mają ochotę i nienaganny makijaż [15]
Pornografia wyrządza szkodę nie tylko kobietom. „Męskość” pokazywana w filmach serwuje młodym chłopcom zestaw startowy „prawdziwego faceta”, gotowy scenariusz, który dostają razem z pierwszym zarostem, miłością do spalin i umiejętnością otwierania słoików bez wysiłku. Bo przecież prawdziwy facet to maszyna do seksu, zawsze chętny i gotowy. Tak został zaprogramowany, tak go stworzyła natura. Jeśli jakimś cudem nie ma ochoty, to lepiej, żeby dobrze to ukrył, bo zaraz co troskliwsi będą się zastanawiać, czy przypadkiem nie stało się coś poważnego. Bo odmówić seksu to dla mężczyzny jak popełnić społeczne samobójstwo. Męska reputacja wisi na włosku. W efekcie mężczyzna czuje, że każda „okazja” musi być wykorzystana, bo inaczej grozi mu społeczny ostracyzm. Seks to nie tylko przyjemność, to męski obowiązek, zadanie do wykonania [16].
Oczekiwania 4K, rzeczywistość 480p
W internecie łatwiej jest znaleźć film pornograficzny niż dyskusję w komentarzach na facebooku, która nie kończy się wyzwiskami i teoriami spiskowymi. I nie ma w tym niczego złego, że pornografia w ogóle istnieje. I tu leży pies pogrzebany, ponieważ filmy dla dorosłych stają się czasoumilaczem osób, które przez parę kolejnych lat nie powinny mieć dostępu do tego typu treści. Ci młodzi ludzie dopiero uczą się bliskości, ich pierwszym przewodnikiem po świecie relacji i bliskości często nie są rodzice, nie są media tradycyjne, książki, gazeta Bravo…to już nie są nawet starsi znajomi. Tym przewodnikiem jest ekran smartfona. Branża pornograficzna pokazuje dzieciom, jak powinno wyglądać zbliżenie. Oczywiście według chorego scenariusza pisanego przez ludzi, którzy bardziej znają się na robieniu pieniędzy i biznesu, niż na emocjach. A mózg młodej osoby chłonie to wszystko jak gąbka i im więcej ogląda, tym mocniej wżera się ten obraz w świadomość, kierując jego przyszłymi wyborami [13].
Gdy młoda osoba konfrontuje swoje oczekiwania z rzeczywistością, pojawia się dysonans, pierwsze ukłucie rozczarowania. Czemu? Bo w prawdziwym życiu nie ma cięć, retuszu, studyjnego światła, makijażystek i dwóch typów, którzy biegają wokół z kamerą. Bo życie nie jest występem. A jednak wielu młodych ludzi, kierowanych tym, co widzieli przez dużą część swojego dojrzewania, podświadomie oczekuje, że ich partnerzy będą pasować do tego nierealnego wzorca [13].
Badania mówią jasno: im bardziej ktoś żyje w tej cyfrowej ułudzie, gdzie wszystko jest wyreżyserowane bardziej niż podróż polityka komunikacją miejską podczas kampanii wyborczej – tym gorzej. Prawdziwe relacje zaczynają tracić na jakości, bo nagle to, co normalne, wydaje się niewystarczające, nudne, mdłe i nijakie. Ludzie zaczynają się nawzajem oceniać według standardów, których nikt nie jest w stanie spełnić. Dorośli faceci łapią się na tym, że nagle każda kobieta w ich życiu wypada blado przy tych wyidealizowanych obrazach. No a kobiety… kobiety zaczynają czuć się, jakby były ciągle „za mało”. Za mało perfekcyjne, za mało wyzywające, za mało seksowne, za mało chętne do wszystkiego tu i teraz. I tak oto dochodzimy do momentu, w którym kobiety zaczynają czuć, że nie mogą konkurować z CGI, filtrami i medycyną estetyczną. Bo jak zwykła samica Homo sapiens ma rywalizować z kimś, kto spędził więcej czasu na wybieraniu implantów niż na poważnych rozmowach? Jak może nie czuć frustracji, kiedy chłopak, który na początku znajomości cieszył się z samego faktu, że ktokolwiek chce z nim rozmawiać, teraz patrzy na nią z surową miną jak krytyk kulinarny, który dostał tosta zamiast przegrzebków z rozmarynowym puree [13,17].
Kiedy człowiek czuje, że już nie jest partnerem w związku, tylko narzędziem do realizacji fantazji, to coś w środku zaczyna pękać. Wstyd, bezsilność, frustracja. „Czy ja jestem niewystarczająca? Co jest ze mną nie tak?” Pytania, które zaczynają wypalać od środka. A na końcu jest już pełne przekonanie, że nigdy nie będą w stanie spełnić oczekiwań swojego partnera. Bo nie da się wygrać z fikcją. I wbrew pozorom to nie dotyczy tylko kobiet. Faceci też zaczynają odczuwać presję, bo są przekonani że muszą spełniać jakieś absurdalne standardy wytrzymałości godne olimpijczyków. Przemysł pornograficzny jest fabryką iluzji, która wyspecjalizowała się w produkcji wypaczonego obrazu seksu i relacji międzyludzkich. Wielu młodych ludzi łyka to bez większej refleksji i myśli, że tak to ma wyglądać. Że kobieta to zawsze uległa i pełna chęci istota stworzona głównie do tego, żeby dostarczać zadowolenie. Z kolei mężczyzna to nie ma prawa nazywać się mężczyzną, jeśli nie jest posiadaczem sprzętu wielkości działa Schwerer Gustav, który na zawołanie staje na wysokości zadania.
Regularne oglądanie takich treści zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia agresywnych zachowań seksualnych – nie jest to żadna tajemna wiedza, tylko fakty, których nie da się zamieść pod dywan. Dzieciaki dorastają z przekonaniem, że to, co widzą na ekranie, to rzeczywistość. Że „wszyscy tak robią”, więc i pewnie oni powinni. Wypowiedź zawarta w Raporcie Komisji Prokuratora Generalnego z 1986 roku świetnie pokazuje, jak pornografia wpływa na stosunki „Zobaczyliśmy razem film porno, który przedstawiał seks analny. Po tym on nalegał, żebym spróbowała. Zgodziłam się, próbując być dostępną i otwartą żoną, jaką, jak sądziłam, powinnam być. Było to dla mnie bardzo bolesne i powiedziałam mu o tym. Ale on nadal nalegał, byśmy próbowali jeszcze raz i jeszcze raz”.
To już nie jest ciekawy eksperyment. To nie „spełnianie fantazji”. To jest przemoc. Przemoc zapakowana w różowy kartonik i podawana w pornografii jako norma. Sama pornografia, która miała być urozmaiceniem, zamienia się w podręcznik, do którego kobieta powinna się dostosować. Powinna spełniać oczekiwania. Powinna chcieć tego. Nawet jeśli jest to dla niej bolesne. Nawet jeśli jest to poniżające. Nawet jeśli nie chce. A próby odmowy są zbywane „Trzeba być otwartą”, „To tylko eksperyment”, „Nie spinaj się”. W końcu znaczna część tych filmów opiera się na konwencji, w której ona nie chce, ale w trakcie zmienia zdanie i jest szczęśliwa, nawet jeśli ją boli [19].
W trakcie badania przeprowadzonego na grupie 1000 kobiet odwiedzających klinikę antykoncepcyjną w Szwecji okazało się, że prawie połowa z nich miała doświadczenia z seksem analnym. Większość nie wspomina tego wydarzenia szczególnie dobrze, ale pomimo tego jedna trzecia z nich byłaby skłonna powtórzyć eksperyment. Masochizm? Nie. Pragnienie zadowolenia partnera – ponieważ to właśnie mężczyźni znacznie częściej inicjują ten rodzaj aktywności. Skąd w ogóle rosnąca popularność seksu analnego? Badacze sugerują, że jednym z powodów może być właśnie wpływ pornografii – niemal każdy młody mężczyzna ma do niej dostęp, a algorytmy działają w taki sposób, że rzeczywistość zaczyna dostosowywać się do historii jego przeglądarki [20].
Trójkąt w trybie incognito
A jak ma się pornografia do późniejszych relacji w stałych związkach czy małżeństwie? No cóż, mniej więcej tak, jak wódka do majówkowego grilla – niby wszyscy wiedzą, że raczej będzie, ale nikt nie chce być tym, kto pierwszy poruszy jej temat. A przecież zaufanie to fundament związków. W teorii powinien być solidny i trwały, a w praktyce potrafi się rozsypać szybciej niż plan oszczędności dwa dni po wypłacie. I nie chodzi nawet o samą pornografię, ale o kłamstwa, które ją otaczają. Dla kobiet moment ujawnienia prawdy bywa niezwykle intensywnym doświadczeniem emocjonalnym. Opisują go jako szokujący, druzgocący, przytłaczający. Niezależnie od tego, czy wcześniej wiedziały o zainteresowaniu męża pornografią, w małżeństwie ten temat nabiera ciężaru. To, co kiedyś było sprawą indywidualną, teraz staje się kwestią relacji, a dokładniej – kwestią szczerości. Przez kłamstwa partner zaczyna wyglądać jak ktoś, kto potrafi prowadzić podwójne życie. I nagle nie wiadomo już, czy można mu wierzyć w innych sprawach. Skoro z tym nie był szczery, to może z innymi rzeczami też nie jest? Może „nadgodziny” to nie nadgodziny? Może „koleżanka z pracy” to nie tylko koleżanka? Może nawet nie lubi pizzy hawajskiej, tylko mówił tak dla świętego spokoju?
Odbudowa zaufania to zadanie dla cierpliwych i wytrwałych, które nie zawsze kończy się sukcesem. Bo kiedy raz zobaczy się kogoś w innym świetle, trudno wrócić do dawnego obrazu. To osłabia poczucie bliskości, rozluźnia intymność i sprawia, że zamiast być razem, ludzie zaczynają funkcjonować obok siebie i stają się dla siebie coraz bardziej obcy. Wiele kobiet czuje, że ich mąż czy partner może i jest obecny fizycznie, ale emocjonalnie to już inna historia – w głowie kobiety jawią się scenariusze, że siedzi przy stole, ale jednocześnie odpłynął myślami gdzieś daleko, prawdopodobnie w kierunku kategorii „stepmom” na jego ulubionej stronie, a jego uwaga staje się podzielona. Efekt? Kobiety czują się po prostu zdradzone, oszukane, niespełnione, nieważne. Brakuje im poczucia bliskości, bezpieczeństwa i wsparcia. Tego, że są wybierane każdego dnia. A im większa frustracja, tym większy dystans – i tak krok po kroku zamiast partnerskiej relacji zaczyna się robić współlokatorska atmosfera, a każde żyje własnym życiem, tylko z tym samym adresem zameldowania.
I tu pora na klasyczne „musimy pogadać”. Jedna strona chce szczerości i zmian, druga kiwa głową i mówi, że „tak, rozumiem”, ale czy coś się zmienia? No, to już zależy od poziomu zaangażowania. Bo samo „przyznanie się” to jedno, a faktyczna próba naprawy sytuacji – to już zupełnie inna para kaloszy. Ostatecznie badanie wskazuje, że pornografia w małżeństwie często prowadzi do głębokiego rozczarowania, zachwiania fundamentów relacji i osłabienia więzi emocjonalnej. Kobiety, które doświadczyły tego problemu, nie tylko tracą zaufanie do męża, ale nawet zaczynają kwestionować swoje wcześniejsze wyobrażenia o małżeństwie, kobieta patrzy na męża i zastanawia się, czy on w ogóle jeszcze jest tym samym człowiekiem, z którym przysięgała sobie miłość, wierność i nieklikanie w „premium HD za darmo przez 7 dni” [21].
Jakby pornografia miały dobry wpływ na relacje, była zdrowa i edukacyjna, to by dawali na zajęciach wychowania do życia w rodzinie dostęp do konta premium na brazzers, zamiast angażować w ten przedmiot osobę z wykształceniem pedagogicznym (niestety nierzadko tę samą, która prowadzi lekcje religii). Ale nie dają. I słusznie, bo jak młody człowiek odpala sobie taki „materiał szkoleniowy”, to zamiast uczyć się normalnych relacji i tego, jak wygląda budowanie bliskości, intymności, jak ważną rolę odgrywa zaufanie, to może powielać wzorce oparte o przedmiotowe traktowanie, egoizm, jednostronną przyjemność Dlatego kluczowa jest merytoryczna, racjonalna i dopasowana do wieku edukacja seksualna. Bo jak się młody człowiek dowiaduje „na własną rękę”, to potem wchodzi w związki z przekonaniem, że życie to film, a w rzeczywistości okazuje się, że nikt nie ma takiej kondycji, takich dialogów i takiej muzyki w tle. Prawdziwa bliskość to emocje, zgoda i empatia – nie gotowy scenariusz z internetu. A próba wcielania pornograficznych fantazji w rzeczywistość może pozostawić niesmak [13].
Zgoda? Nie ma jej w scenariuszu
Na każdym kroku słyszymy o równości płci, wzajemnym szacunku, partnerskich relacjach. Reklamy, media, kampanie – wszyscy trąbią o tym, że kobieta to nie przedmiot, a podmiot, związek to nie hierarchia, tylko współpraca. Ruch MeToo, Girl Power, wszystkie prokobiece kanały na TikToku i Youtube, kampanie reklamowe pokazujące, że kobieta może być świetną naukowczynią, kosmonautką, ekonomistką, polityczką. To jest świetne i bardzo potrzebne po wielu latach sprowadzania kobiety do roli gosposi, matki, sprzątaczki. Ale potem człowiek wchodzi w internet ciut głębiej i widzi, że to, co oficjalnie jest promowane jako ideał, w praktyce wygląda zupełnie inaczej. A jeśli ktoś myśli, że pornografia to tylko nieszkodliwa rozrywka dla dorosłych, to może i ma rację – tak samo, jak ma rację ten, kto mówi, że maczek to tylko okazjonalna przekąska, a nie przyczyna otyłości. Wszystko jest kwestią skali. A skala pornografii jest większa niż liczba teorii spiskowych w komentarzach pod postami o szczepionkach. I trafia do coraz młodszej widowni.
Analiza treści najchętniej oglądanych filmów pornograficznych ujawnia, że ponad 88% scen obejmuje akty agresji fizycznej, przy czym 70% aktów agresji jest dokonywanych przez mężczyzn, a 87% aktów jest popełnianych wobec kobiet. Kobiety są również częściej niż mężczyźni przedstawiane jako uległe podczas seksu oraz wykorzystywane lub manipulowane w celu podjęcia aktywności seksualnej [1] [13].
Pornografia nie jest jedynym źródłem przemocy wobec kobiet, nie zapominajmy, że normalizujemy przemoc od najmłodszych lat. Gdy Staś ciągnie Julkę za warkocze, większość dorosłych machnie ręką, a mała Julia usłyszy, że ma nie dramatyzować, chłopcy już tak mają, powinna się cieszyć, bo jak ciągnie za włosy, to pewnie ją lubi. Bo to są końskie zaloty. Kto się czubi, ten się lubi czyż nie? I tak oto już od najmłodszych lat dziewczynki wzrastają w przekonaniu, że miłość i agresja to dwie strony tego samego medalu. No cóż, chłopaki tak mają. A dziewczynki? Dziewczynka ma się cieszyć, że ktoś zwrócił na nią uwagę. I klepnięcie w tyłek traktować jako najwyższy komplement. Kolejne pokolenie buduje społeczeństwo, w którym przemoc wobec kobiet jest standardem. I to podejście ciągnie się przez lata, a pornografia jest jednym z elementów umacniających tę wizję.
W jednym z eksperymentów przeprowadzonych przez Neila Malamutha i Jamesa Checka podzielono studentów na dwie grupy. Pierwsza obejrzała film pornograficzny, w którym kobieta była podniecona stosowaną wobec niej przemocą seksualną. Z kolei druga grupa oglądała neutralnie nacechowane materiały. Następnie wszyscy obejrzeli inscenizację gwałtu i ocenili sytuację. Studenci, którzy wcześniej oglądali filmik z radosną „ofiarą” gwałtu, zaczęli patrzeć na rzeczywistość przez pryzmat tych treści. Uznali, że pokazana w inscenizacji ofiara cierpiała mniej, bo najwyraźniej jeśli kobieta jest gwałcona, ale nie wrzeszczy jak w filmie gore, to pewnie nie było tak źle. Wielu z nich uznało, że ofiara wcale nie była taka nieszczęśliwa, a może nawet… czerpała z tego przyjemność. Tak, to nie jest smutny żarcik – ich mózgi, już odpowiednio ukierunkowane scenami, w których gwałt wygląda jak scenariusz spełniającej się fantazji erotycznej, zaczęły traktować przemoc seksualną jako coś w rodzaju „gry wstępnej”. Byli oni również bardziej skłonni wierzyć, że kobiety ogólnie cieszą się z gwałtu i przymusu seksualnego.[19]
Jednak karuzela absurdu dopiero się rozkręca, otóż badania pokazują, że po ekspozycji na brutalne porno mężczyznom łatwiej przychodzi akceptacja takich stwierdzeń jak: „Kobieta, która idzie do domu mężczyzny na pierwszej randce, daje do zrozumienia, że chce uprawiać seks”. Kolejna złota myśl? „Zdrowa kobieta może skutecznie oprzeć się gwałcicielowi, jeśli naprawdę tego chce” bo nie zapominajmy, że w każdej kobiecie kryje się Lara Croft, która tylko czeka, żeby powalić dwa razy większego mężczyznę od siebie. „Jeśli dziewczyna angażuje się w pieszczoty i pozwala, aby sytuacja wymknęła się spod kontroli, to jej wina, jeśli jej partner użyje siły, by uprawiać z nią seks”. I w końcu wisienka na torcie: Wiele kobiet ma nieświadome pragnienie bycia zgwałconymi i mogą nieświadomie stworzyć sytuację, w której zostaną zaatakowane”. Ci mężczyźni są również bardziej skłonni wierzyć, że 25% znanych im kobiet czerpałoby przyjemność z bycia zgwałconymi. [19]
Oglądający pornografię regularnie dostaje prosty przekaz: jeśli kobieta się opiera, to tylko na chwilę, bo zaraz zacznie czerpać z tego przyjemność. Aktorzy w tych filmach mogą pełnić funkcję tzw. fałszywej grupy rówieśniczej, co sprawia, że w odbiorcach pornografii może kiełkować przekonanie, iż gwałt jest społecznie akceptowalnym zachowaniem. Zillman wykazał, że „masowa” ekspozycja na pornografię powoduje przecenianie częstości występowania rzadkich praktyk seksualnych, tzn. oglądającym porno nagle zaczyna im się wydawać, że każdy non stop uprawia seks analny, wszyscy biorą udział w grupowych orgiach równie często, jak grają ze znajomymi w planszówki, a BDSM to coś tak powszechnego jak poranna joga. [19, 22, 23, 24, 25, 26]
I tak oto pornografia przekształca sposób w jaki myślimy o seksie i zgodzie. W świecie porno kobieta jest uległa, dostępna, milcząca, lub albo wręcz przeciwnie – przerysowanie entuzjastyczna, dostępna na każde skinienie. Jakieś granice, zgoda, potrzeby, szacunek? No przecież „widać, że jej się podoba”. Po co się nad tym zastanawiać, skoro liczy się tylko to, czego chce facet, a na filmie przedstawiona jest taka perspektywa, która najbardziej spodoba się mężczyźnie. I tu dochodzimy do momentu, w którym przemoc to już nie dramat, przestępstwo, nadużycie, brutalne przekroczenie granic – to przecież gra wstępna. Według logiki pornografii każda odmowa to takie droczenie się, a „nie” wcale nie oznacza „nie”, tylko „jeszcze się waham, ale wystarczy trochę nacisku i zaraz zmienię zdanie”. W końcu od najmłodszych lat wpaja się ludziom, że mężczyzna to zdobywca [19, 22, 23, 24, 25, 26].
Brak scenariusza, brak cięć – skutki, których nie da się przewinąć
Maszyna dojrzewania rusza, odpalamy impulsywność, skrajne reakcje i decyzje podejmowane po dwuminutowych rozważaniach i ostatecznym filozoficznym stwierdzeniu „a co mi tam, raz się żyje”. Jeśli człowiek koło 30 roku życia zaczyna odczuwać ekscytację na myśl o przejściu na czerwonym świetle, to nastolatek czuje dokładnie to samo, ale myśląc o wspinaniu się na budynki bez asekuracji. W najlżejszym wariancie o popiciu spritem banana. I teraz najlepsze – to nie jest ich wina. Nie robią tego z premedytacją, tam nie ma chłodnej kalkulacji, czy warto ryzykować życie dla lajków na TikToku. Ich mózg po prostu nie jest w stanie skutecznie przewidywać konsekwencji pewnych działań. Dlatego to, co dla dorosłego wygląda jak głupota granicząca z samobójstwem, dla nastolatka jest całkiem niezłym pomysłem do zrealizowania przy nadarzającej się okazji.
W tym całym hormonalnym zamieszaniu pojawia się grupka podobnie zrównoważonych i stabilnych rówieśników, która z każdym rokiem zaczyna mieć większy wpływ na nastolatka niż rodzina. W efekcie młodzież zaczyna eksperymentować z substancjami, których działanie może się odbić na ich zdrowiu – i to nie tylko obecnym, ale i w przyszłości. Mówimy tu o klasyku gatunku, który rozpala serca pedagogów, rodziców i właścicieli osiedlowych Żabek – o alkoholu. Raport HBSC, podaje, że 35% nastolatków piło go przynajmniej raz w życiu, a 20% w miesiącu poprzedzającym badanie. A im starsi, tym lepsza znajomość asortymentu monopolowego: 11-latkowie – 18% chłopców i 13% dziewcząt, 13-latkowie – 33%, 15-latkowie – 57% (czyli statystycznie co drugi). Jeśli z alkoholem kojarzymy głównie patologiczne towarzystwo z ławki pod blokiem, to niespodzianka: najwięcej procentów spożywa się w Danii i Wielkiej Brytanii, tam kultura picia stoi na poziomie młodzieżowego sportu narodowego. Młodzież z bogatszych rodzin częściej piła alkohol i częściej doświadczała upojenia. Zwłaszcza w Europie Zachodniej, gdzie być może Cabernet Sauvignon do obiadu wchodzi zbyt swobodnie. [37]
Badania nie pozostawiają wątpliwości – nastolatki konsumujące treści pornograficzne częściej podejmują ryzykowne zachowania seksualne. Wzorce, które wyciągają z ekranów, odbijają się na rzeczywistości – seks bez zobowiązań, mnogość partnerów, ignorowanie kwestii bezpieczeństwa. Kiedy dorzucimy do tego alkohol, mamy przepis na kompletną katastrofę. Brak prezerwatywy? Jakoś to będzie. HPV? Jakiś nowy chiński producent smartfonów. Syfilis? To ten typ co walczył pod Termopilami? Alkohol rozluźnia i znosi bariery. A w połączeniu z pornograficznymi wzorcami prowadzi do decyzji podjętych pod wpływem chwili, ale z konsekwencjami na lata. Coraz większa liczba ryzykownych kontaktów seksualnych, wzrost zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, przypadkowe ciąże, a w skrajnych przypadkach – przemoc seksualna wynikająca z błędnego przekonania, że „tak to działa” [27].
Ponad 76% chłopców, którzy przyznali się do molestowania seksualnego, korzystało z treści pornograficznych. 90% tych, którzy uprawiali seks oralny, oraz 88% tych, którzy mieli stosunek płciowy, w ostatnim roku oglądało materiały pornograficzne. Im wcześniejsza konsumpcja tego typu treści, tym bardziej liberalne podejście do seksu i bynajmniej nie chodzi tu o zdrową otwartość, a o brak granic. To, co młody mózg chłonie w wirtualnym świecie, przenosi na realne życie. A że pornografia nie uczy rozmowy, bliskości czy budowania relacji, tylko podaje seks jako brutalną transakcję, to skutki łatwo przewidzieć [28]. Badania wskazują, że osoby, które często konsumują pornografię, mają większą skłonność do przedmiotowego traktowania innych ludzi zarówno w kontekście seksualnym, jak i ogólnym, społecznym. Mesch zbadał izraelskich nastolatków (13–18 lat) i wyszło mu, że im więcej oglądali porno, tym bardziej agresywni byli w szkole. Przypadek? Pewnie tak samo, jak fakt, że niedopilnowany dzieciak, który całymi dniami ogląda „Szybkich i wściekłych”, nagle czuje potrzebę driftowania golfem na parkingu za Biedronką. Ale to jeszcze nic, bo w 2009 roku inni badacze poszli o krok dalej i przyjrzeli się nieletnim przestępcom seksualnym. Okazało się, że pornografia w ich życiu to nie jedyna czerwona flaga – obok niej stały kradzieże, wagary, manipulacja, podpalenia i przemoc seksualna [29] [30] [31].
Jeśli pornografia uczy, że ludzie to tylko przedmioty do spełniania cudzych pragnień, to nic dziwnego, że niektórzy zaczynają przenosić te schematy do życia codziennego. A co napędza ten chaos? Testosteron. Ten hormon to taki wewnętrzny, niezrównoważony trener crossfitu, który wrzeszczy „Nie zastanawiaj się nad konsekwencjami! To sprawa przyszłego ciebie, a przyszły ty to nie twój problem!”. Badania pokazują, że jego poziom jest dodatnio powiązany z agresją, przemocą i przestępstwami seksualnymi, zwłaszcza u nastolatków. A nastolatki to biologiczne koktajle Mołotowa. Wystarczy jedna iskra, jeden zły impuls i nagle ktoś uznaje, że „nie” to tylko sugestia, a cudza własność to wymysł liberałów. A potem nagłówek w gazecie i sąsiedzi udzielający wywiadów w stylu: „Niewiarygodne, zawsze taki grzeczny, spokojny. Dzień dobry mówił na klatce” [30].
Gdy organizm łapie error
Wbrew temu czym straszyły nas babcie, od masturbacji nie rosną włosy między palcami. Za to od jej nadmiaru można się nabawić depresji, problemów z wytryskiem, erekcją i ogólnie przestać czuć ochotę na cokolwiek. Nagle te włosy nie brzmią tak źle, co?
W mózgu osoby nadużywającej pornografii dochodzi do zaburzeń w ośrodku nagrody i zmian analogicznych do tych zachodzących przy uzależnieniach od substancji psychoaktywnych. Istnieje również związek między nałogowym oglądaniem pornografii a wykazywaniem różnorodnych problemów psychicznych i mniejszym zadowoleniem z życia. W skrajnych przypadkach może to prowadzić do depresji, samookaleczeń a nawet prób samobójczych. W 2005 roku badacze powiązali konsumpcję pornografii z problemami behawioralnymi i objawami depresyjnymi. Dostęp do pornografii online może być dysfunkcyjnym sposobem radzenia sobie ze stresem lub nieprawidłowym nastrojem i jako taki jest wzmacniany i podtrzymywany. Inne badania wykazały, że dziewczyny mające kontakt z prezentowanymi w mediach seksualizującymi materiałami częściej doświadczają depresji [32, 33].
Coraz więcej młodych mężczyzn ma problemy z osiągnięciem lub utrzymaniem erekcji. W latach 1999 do 2002 mówiło się o 2–5%, a dziś to jest już nawet 20–30%. Te zaburzenia mogą mieć wiele przyczyn, w tym oczywiście powodem może być wiek, choroby przewlekłe, stres, nadużywanie substancji psychoaktywnych, nadmierne oglądanie pornografii lub miks wszystkiego. [34]
Wyidealizowane sceny seksu, których pełno w filmach dla dorosłych, potrafią skutecznie zaburzyć postrzeganie rzeczywistości. Gdy na ekranie kończy się fajerwerkami, a w życiu prośbą „przygaś proszę światło, bo mi w oczy świeci”, może pojawić się rozczarowanie. Oczekiwania wobec partnera – zarówno te fizyczne, jak i dotyczące sypialnianych atrakcji – robią się nierealne, a czuły kontakt z drugą osobą jest wręcz nużący. W skrajnych przypadkach mózg zaczyna kojarzyć podniecenie wyłącznie z filmikami – takimi o tytułach „The goth stepmother abducted in Innsmouth: a tale of cosmic insemination”, bo zwykłe materiały też już nie dają rady. Tradycyjny seks staje się za mało „bodźcujący”, erekcja potrafi pojawić się tylko wtedy, gdy towarzyszą jej ekstremalne treści, które podważają podstawowe prawa fizyki i łamią połowę kodeksu karnego. [38,39,40]
W życiu codziennym, kiedy związek traci iskrę, a życie erotyczne przypomina bardziej rutynowy przegląd techniczny niż namiętny romans, pornografia i samodzielna stymulacja zaczynają być substytutem intymności. Przykładem jest 20-latek, który oglądał pornografię ok 1–2 razy dziennie, z czasem sięgał po coraz ostrzejsze treści i dodatkowo używał sztucznej pochwy, którą uznał za bardziej stymulującą niż jego partnerka. Pomimo uczuć wobec niej (partnerki), miał problemy z utrzymaniem erekcji oraz z osiągnięciem wytrysku. Zamiast “żyli długo i szczęśliwie” była frustracja, napięcie i poczucie winy. Inne badania jedynie to potwierdzają. Naukowcy ustalili, że mężczyźni konsumujący więcej pornografii czuli mniejszą satysfakcję seksualną. Im więcej porno w ciągu roku, tym mniej zadowolenia w łóżku – przynajmniej u amerykańskich studentów. Badacze z Norwegii w swoim eksperymencie podzielili mężczyzn na tych, którzy oglądają pornografię i tych, którzy tego nie robią. Ci częściej odpalający tryb incognito byli mniej usatysfakcjonowani ze swojego życia seksualnego. Porównywanie tej sfery do scenariuszy z filmów porno może skutkować dużym rozczarowaniem. Bo w prawdziwym świecie nowa sąsiadka raczej nie przychodzi z prośbą o przepchanie rury, a pizzy nie dostarcza modelka w lateksowym wdzianku, tylko Pakistańczyk pytający łamaną polszczyzną „gotówka czy karta” [39, 40].
Wyprzedzić internet
Tak szerokiego dostępu do pornografii człowiek nie miał nigdy w historii, dlatego edukacja na ten temat jest szalenie ważna. Rozmawiać o pornografii trzeba z dzieckiem właściwie od jego najmłodszych lat, wprowadzając w temat delikatnie, łagodnie, odpowiednio do wieku. Nie warto czekać aż dziecko da nam znać, że już takie treści widziało, nie warto również odkładać rozmowy „na później” bo może się okazać że to o parę lat za późno, a dzieciak już zna większość aktorek występujących w filmach. Pierwsze zetknięcie się z pornografią odbywa się w coraz wcześniejszym wieku, więc byłoby dobrze zapoznać dziecko z tym, powiedzieć, że takie coś istnieje, a nie czekać i czekać, bo a nuż się uda uchować je przed tym. Jeśli chcemy uchronić dziecko przed pornografią, to jest jeden sposób: trzeba je zamknąć w piwnicy i to bez dostępu do Wi-Fi. Jednak zanim to zrobimy, najpierw upewnijmy się, czy nie wala się tam jakiś stary świerszczyk zostawiony przez poprzednich właścicieli. Bo kto wie, co czai się między pudełkami po butach i świątecznymi ozdobami. Dziś jest to po prostu niemożliwe, żeby dziecko nie natknęło się na treści pornograficzne. Ale załóżmy, że zamykanie w piwnicy odpada (istnieje prawo i zdrowy rozsądek), więc jednak trzeba podejść do tematu odpowiedzialnie i przygotować dziecko na to, co może zobaczyć. Jeśli dowie się od rodzica, że pornografia istnieje, że nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości i że może wpływać na sposób myślenia, to ma większą szansę, żeby nie spanikować, kiedy na nią trafi. A jeśli będzie na to kompletnie nieprzygotowane, może się wystraszyć, poczuć winne albo wkręcić się w to, nie rozumiejąc właściwie, co tak naprawdę ogląda. Dziecko, które wie, że może o tym porozmawiać, nie będzie się bało przyjść i powiedzieć: „coś mi wyskoczyło na ekranie/ kliknąłem w coś/ wszedłem na jakąś stronę i było tam coś dziwnego”. Natomiast jeśli temat w domu nigdy nie istniał, albo istniał ale w roli straszaka, to uzna, że lepiej siedzieć cicho, bo może zrobiło coś złego, może teraz czeka je szlaban na komputer, może rodzice się wściekną i wyłączą Wi-Fi. I tak właśnie zostawia się dziecko same z problemem. Rodzice i edukatorzy muszą być proaktywni, aby pomóc dzieciom i młodzieży bezpiecznie poruszać się po świecie cyfrowym, wyposażając mode pokolenie w narzędzia do radzenia sobie z potencjalnymi zagrożeniami. Nie można czekać, aż coś się wydarzy, tylko przygotować dziecko na to, że internet ma swoje pułapki i mroczne miejsca. Celem jest ochrona jego rozwoju emocjonalnego, seksualnego i społecznego. Należy wykorzystywać codzienne sytuacje do poruszania tematu – jeśli w filmie nagle pojawi się scena „dla dorosłych”, to nie udawać, że się nie słyszy, nie widzi, że tego nie było, nie zmieniać nerwowo kanału, nie wysyłać dziecka do pokoju obok, żeby sprawdziło czy go tam nie ma. To jest właśnie moment, żeby naturalnie wprowadzić temat, zamiast robić wielką edukacyjną naradę na miarę szczytu ONZ.
I przede wszystkim należy zacząć od siebie. Zadać sobie pytanie, przemyśleć, jaki jest nasz stosunek do pornografii i czy to podejście nie jest bardziej emocjonalne niż merytoryczne. Bo jeśli rozmowa ma polegać na straszeniu, że „porno to trucizna, zniszczy ci życie”, to dziecko może uwierzy… dopóki samo nie sprawdzi i nie zobaczy, że po zamknięciu strony wcale nie doświadczyło delirium tremens. I wtedy tracimy autorytet i zaufanie dziecka. Należy podejść do tego merytorycznie, rzetelnie i praktycznie. Nie straszyć, nie wyolbrzymiać, dać konkretne informacje. Obiektywne, sprawdzone, bez domieszek jakiegokolwiek światopoglądu czy przekonań. Bo jeśli nie przekażemy dziecku rzetelnej wiedzy, to zrobi to starszy kolega albo podejrzany łysy mężczyzna z pewnej strony internetowej. Nie trzeba chyba dodawać, że ta wiedza, nie będzie zapewne tak rzetelna, jak oczekujemy. Dziecko musi czuć i wiedzieć, że może nam ufać. Że cokolwiek się wydarzy, nie będzie krzyku, kar, wyrzutów. Że rodzic nie jest od tego, żeby grozić i kontrolować, tylko żeby pomóc i wesprzeć. Należy być wzorem. Można mówić dziecku o szacunku w relacjach i zdrowym podejściu do seksualności, ale jeśli sami mamy problem z traktowaniem tych tematów normalnie, to dzieciak to wyłapie szybciej, niż nam się wydaje. Dzieci uczą się poprzez obserwację codzienności, a nie przez prezentacje w powerpoincie.
Dla najmłodszych (3-7 lat)
Tu dobre będą proste i łagodne wyjaśnienia, wprowadzenie, nie trzeba zgłębiać się w meandry globalnego przemysłu pornograficznego. Powiedz po prostu, że pornografia to takie „obrazki i filmy, na których ludzie są prawie nago i robią rzeczy, których normalnie nie pokazuje się wszystkim – i to wszystko dla kasy.” Krótkie, treściwe, bez zbędnego dramatyzmu, demonizowania i straszenia. Wytłumacz, że pornografia nie pokazuje prawdziwej bliskości, tylko udawane sceny, które mogą namieszać w głowie. A do tego może uzależniać i uszkadzać mózg. No bo to tak, jakbyś dał pięciolatkowi zimne piwo w upalny letni dzień – absolutnie nie dla dzieci. A co mają zrobić, jak już zobaczą? Naucz tego by odwrócili wzrok i od razu powiedzieli komuś dorosłemu. Jak przy podejrzanym grzybie w lesie – nie skub, nie wąchaj, nie liż, tylko zgłoś do rodzica. A nawet jak nie odwrócą wzorku to i tak niech powiedzą o tym rodzicowi. I najważniejszy punkt: ustal granice. Nikt nie może im kazać oglądać takich rzeczy, robić sobie dziwnych zdjęć ani ich nikomu wysyłać. Nawet jeśli jest to ktoś, kto wydaje się ważny, lubiany, miły: ulubiony youtuber, streamer, influencer, nauczyciel, ksiądz, kumpel z Tiktoka, superbohater Marvela [35].
Dla starszych dzieci (8-12 lat)
To ten etap, kiedy dzieci wpadają na trop „zakazanej wiedzy”. Czy to przez przypadek, na przykład w reklamie w aplikacji, czy przez Google, dziwne miniaturki na stronach. Czas na kolejną rozmowę, zanim edukację przejmie ich kolega „który wie, bo widział”, albo podejrzany łysy pan. Rozwijaj wiedzę, którą systematycznie przekazujesz. Naucz dziecko, że internet to trochę jak las po zmroku – można się zgubić i trafić na rzeczy, których nie chcesz spotkać. Filtry, nieklikanie w podejrzane miniaturki i wiedza, co robić, jak coś dziwnego się pojawi – to jest must have. Dzieci się interesują, skąd się biorą dzieci, jak wyglądają różne części ciała i co można z nimi robić. To normalne. Zamiast straszyć nagłym ślepnięciem, daj im sensowne źródła wiedzy o seksualności. Naucz, że ciało to nie obiekt do lajków na Insta i że prywatność innych się szanuje. Aha, i skoro wymagasz, żeby dziecko pukało do łazienki, to sam też to rób, a nie wpadaj bez zapowiedzi. I kontynuuj narrację, że NIKT nie może im kazać oglądać takich rzeczy, wysyłać im takich rzeczy, kazać sobie wysyłać. Nawet jeśli jest to ktoś, kto wydaje się ważny, lubiany, miły: ulubiony youtuber, influencer, streamer, przyjaciel rodziny, wujek, ciocia, nauczyciel, ksiądz, kumpel z Tiktoka, superbohater MCU czy książę Nigerii. [35]
Dla nastolatków (13-18 lat)
Tu wchodzimy w poważniejszy temat, bo jak ktoś ma internet, to na 100% już coś widział. I nie ma co udawać, że nie, więc uznaj dojrzałość swojego dziecka, ale tak serio i nie zachowuj się jak rodzic z lat 90., który udaje, że jego dziecko to aniołek bez hormonów. W tym wieku ciekawość seksualna jest totalnie normalna i nie ma co udawać, że dziecko tego nie robi, nie chce, “jo niy chcioł, jo niy wiedzioł”. Upewnij się, iż pociecha wie, że pornografia to fikcja. Jak filmy akcji – tylko że zamiast pościgów i wybuchów są inne atrakcje. Wszystko ustawione pod kamerę, mnóstwo udawania, zero prawdziwych emocji, zero realizmu. A jak zacznie się porównywać do „aktorów”, to może się tylko sfrustrować. Pomóż zrozumieć, że tak samo jak Tekken i Mortal Kombat nie uczą skutecznej samoobrony, tak oglądanie pornografii nie daje wiedzy o realnych relacjach. Zabraniając i strasząc piekłem niczego nie wskórasz, a jedynie zachęcisz swoje dziecko (no bo nie ma to jak zakazany owoc) albo je straumatyzujesz, ugruntujesz obraz, że seks to coś złego, obrzydliwego, brudnego – albo odwrotnie, coś tak fajnego, że trzeba to robić w ukryciu. Trzeba wytłumaczyć, czemu pewne rzeczy są niemile widziane i jakie są konsekwencje, ale bez kaznodziejskiego „niemoralny dotyk prowadzi do piekła”. Jeśli dziecko przyjdzie z pytaniem, nie patrz na nie, jakby właśnie przyznało się do wymordowania sąsiadów. Mów otwarcie o seksie, antykoncepcji, chorobach wenerycznych, zagrożeniach w sieci. Bo jeśli ty tego nie zrobisz, zrobi to „ekspert” z forum internetowego. No i niech nastolatek wie, że nie musi się zgadzać na nudesy i dickpicki – ani na ich wysyłanie, ani na ich otrzymywanie. To ma zastosowanie wobec wszystkich; influencerów, kolegów, koleżanek, crushów, nauczycieli, ulubionych artystów, którzy są dostępni i aktywni na swoich socialach. Tym bardziej w dobie deepfake’ów i sztucznej inteligencji, kiedy AI daje możliwość, by zrobić ze swoim lub cudzym wizerunkiem absolutnie wszystko. [35].
Skuteczność programów edukacyjnych
Badania wskazują, że programy edukacyjne mogą zwiększać wiedzę o bezpieczeństwie online, ale nie zawsze prowadzą one do zmiany zachowań. Systematyczny przegląd tematu interwencji edukacyjnych i świadomości w zapobieganiu nadużyciom seksualnym dzieci online pokazuje, że nie mają one znaczącego wpływu na zmianę ryzykownych zachowań. Co więcej, niektóre działania edukacyjne powodowały wzrost ryzykownych zachowań po 4 miesiącach, co może być związane z naturalną ciekawością. To, że ktoś wie, co jest niebezpieczne, to nie znaczy, że przestanie to robić. Ludzie wiedzą, że palenie szkodzi, a fastfoody to powolne samobójstwo, jednak wciąż papierosy się sprzedają, a kolejki do Maka nie maleją. A teraz wyobraź sobie, że rozmawiasz nie z dorosłym, tylko z istotą, która ledwo co nauczyła się nie jeść plasteliny. Edukacja to fundament, ale potrzeba ciągłego zaangażowania rodziców i edukatorów, rozmów, monitorowania. Jednorazowa „pogadanka” niewiele przyniesie poza uspokojeniem sumienia rodzica, że ten „zrobił swoje” [36].